piątek, 13 marca 2015

Wielkie bum!


* Przepraszam za tak długi brak postu. Nie mam pojęcia skąd się to bierze ale mam czas, kiedy mój mózg kompletnie nie funkcjonuje. Tego posta piszę już 3 raz. I wraz jest cholernie chaotyczny. Wybaczcie mi.  *

   Zastanawiacie się, czym jest to wielkie bum. 50 twarzy Greya. I wszyscy wiedzą o co chodzi. Chyba nie było jeszcze filmu, o którym byłoby tak głośno. Planowałam iść na to do kina, ale niestety nie wypaliło. Obiecałam sobie jednak, że go obejrzę. Specjalnie nie słuchałam wcześniej żadnych opinii na temat tego filmu, żeby sobie nic nie spojlerować. Jeżeli nie oglądaliście, a macie zamiar, to też radzę teraz nie czytać mojej opinii :) 
  Jeżeli chodzi o książkę, to całą serię przeczytałam już jakiś czas temu. I myślę, że oczywistym faktem jest, że książka jest lepsza od filmu. Nie spotkałam się jeszcze z przypadkiem, żeby było inaczej. I szczerze mówiąc, nie wiem, czy lepiej jest najpierw przeczytać książkę, czy nie. Jeżeli chodzi o opinię tych, którzy nie czytali wcześniej książki, to raczej nie spotkałam się z negatywną. Chwalą sobie film, bo umówmy się, nie jest najgorszy. Ale chyba nie obejrzę go po raz kolejny. Niektóre sceny są trochę wymuszone, brakuje im naturalności. Pominięte są też niektóre fajne sceny, na rzecz scen łóżkowych. 
  Początek filmu jest bardzo ciekawie nagrany. Zdecydowanie zachęca do poznania całej historii. Nie chcę za bardzo opowiadać o fabule, bo być może macie zamiar obejrzeć film, albo już go widzieliście. 
  Muzyka - bardzo przyjemna dla uszu. Uwielbiam love me like you do, crazy in love - nieziemska. Aż chce się słuchać i słuchać. :)
  Aktorzy. Nie wyobrażam sobie innego Christiana. Naprawdę Jamie Dornan sprawdził się w tej roli, chociaż kiedy premiera była jeszcze bardzo odległa; kiedy dopiero wyciekały pojedyncze wiadomości z planu filmu i okazało się, że to on będzie Greyem, nie byłam zachwycona. Nie widziałam go w tej roli. Ale to pewnie znowu przez moje własne wyobrażenia po przeczytaniu książki. 



    Jeżeli chodzi o Anastasię, to nie wyrobiłam sobie jakiejś konkretnej opinii. Nie płakałabym jakoś szczególnie, gdyby to nie ona ją miała grać. Ale to wcale nie oznacza, że jest kiepska, czy nie nadaje się do tej roli. Po prostu nie mam zdania co do tej aktorki. 


  Nie wiem, co jeszcze mogłabym tutaj napisać. Naprawdę, ostatnie dni są koszmarne. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, wybaczcie za jakość tego postu. 
  Podsumowując, film nie należy do najgorszych, chociaż były momenty, w których naprawdę się nudziłam. Nie wiem, czy ponownie go obejrzę. Być może moja opinia byłaby inna, gdybym nie czytała wcześniej książki. Nie porównywałabym tak każdego szczegółu, nie znałabym historii, na pewno odniosłabym wtedy inne wrażenie. Ale nie żałuję, że przeczytałam książkę i nie żałuję, że obejrzałam film. Jeżeli miałabym mu wystawić ocenę, myślę że byłoby to jakieś 6/10

  To tyle, jeżeli chodzi o dzisiejszy post. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Modlę się teraz tylko o to, żebym was tym postem do siebie nie zraziła. Kończę już te moje wywody bo tylko się pogrążam. Jeżeli macie chwilkę, to wpadnijcie do mnie na aska, ostatnio nic się tam nie dzieje... Możecie zajrzeć też na tumblr
  Żegnam się z wami już nie jako Inna, ale jako Anonimowa. To bardziej do mnie pasuje. Z pewnością jest prawdziwe :D 
  Trzymajcie się miśki! 
/Anonimowa. 


piątek, 6 marca 2015

Wiara

  Jako, że w tym tygodniu miałam rekolekcje, pomyślałam, że wypowiem się na temat wiary.
  Jestem wierząca. Wierzę w Boga, ale nie w Kościół. Dla mnie Bóg jest świętością, ale Kościół nie ma z nią dużego związku, szczególnie w dzisiejszych czasach. Wszędzie liczą się tylko pieniądze. Księża kalkulują, ile wziąć za pogrzeb, żeby im się to opłacało. Tak samo jest że ślubami. Nie widzę w tym takiego sakramentu, jakim powinien być. Uczucie, w dzisiejszych czasach nie jest tak ważne, jak było w przeszłości. Coś jest chyba nie tak, prawda?
  Wracając do tematu rekolekcji, powiedziano tam, że taka wiara jest fałszywa. Jeżeli wierzysz w Boga, musisz wierzyć również w Kościół i ludzi. W przeszłości może i miało to sens. Ale w jaki Kościół ja mam wierzyć? W ten, gdzie liczy się tylko jak największy zysk? W ten, gdzie jest masa przestępstw? Gdzie panuje pedofilia? Gdzie księża chodząc po kolędzie liczą na to, że dostaną wypchaną kopertę zamiast skupić się na tym, żeby szczerze pomodlić się za daną rodzinę? Gdzie duchowni mają lepsze warunki od 3/4 mieszkańców danej parafii, a mimo to nie potrafią pomóc potrzebującym? A przecież do tego właśnie nawołuje Pismo Święte. Biblia mówi również o tym, żeby dobrze traktować drugiego człowieka. Z jakiej racji ja mam wierzyć, skoro miejsce, z którego powinno brać się przykład nie ma dużego związku z Biblią?
  Nie lubię nikogo kategoryzować i jeżeli to robie, to przepraszam. Ale spójrzcie na to co się dzieje. Ludzie, którzy powinni być przykładem, w żadnym wypadku do niego nie należą. Wiec skąd ma się brać moja wiara? Dlaczego mam wierzyć w Kościół? Bóg nie zasługuje na takie 'filary' wiary. Bóg zasługuje na coś o wiele lepszego.

  Zło na świecie zawsze istniało. Dobro zawsze musiało walczyć. To żadna nowość. Ale dlaczego tacy ludzie pchają się do Kościoła? Jaki mają w tym cel? Żeby niszczyć spojrzenie na świat innych? Chcą, żeby ludzie przestali wierzyć? No to zmierzają w dobrym kierunku. Gratuluję. Tylko nigdy tego nie zrozumiem. Po co?
 
  Podobno każdy przechodzi kryzys wiary. Czasem wcześniej, czasem później. Może ja mam taki właśnie kryzys? Może mi przejdzie i znów będę w pełni wierząca? A może tylko moje zdanie na ten temat tylko się umocni? Nie wiem. Nie mam pojęcia co się ze mną stanie, ale jedno wiem. Nigdy nie przestanę wierzyć w Boga. To jest mój ziomeczek. ;) Wiem, że będzie przy mnie szedł przez całe życie. I wiem, że zawsze mogę na Niego liczyć. Przyjaciel idealny, prawda?

  Przepraszam, jeżeli są jakieś błędy. Pisanie posta na telefonie nie jest najlepszym pomysłem.    
                                                                                  /Inna.

niedziela, 1 marca 2015

Pozbawiona uczuć.

   Nie wiem jak to jest kochać. Nie wiem jak to jest być kochaną. Wiem jak to jest mieć czyjeś zaufanie, ale nie wiem, jak to jest mieć zaufanie do kogoś. Nie potrafię ufać, szczególnie nowo poznanej osobie. Boję się, że może mnie zranić? Nie wiem, być może. Nie mam pojęcia skąd się to bierze. Ale chyba lepsze to, niż bycie naiwną, prawda?
   Nie lubię nikogo ranić i staram się tego nie robić. Nie umiem być dobrą przyjaciółką. Czy to oznacza, że nie mam uczuć?
   Mam nadzieję, że nie jestem zimną suką, choć zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie mogą tak o mnie myśleć. To dlatego, że jestem małomówna. Nikt nie lubi takich jak ja. Uważają, że skoro tak mało się odzywa, to jest zadufana w sobie, myśli tylko o sobie, jest zarozumiała i na pewno nie należy do sympatycznych. Gówno prawda. Staram się być miła dla wszystkich, ale co ja mogę poradzić na to, że nie jestem urodzoną gadułą? Po prostu nie potrafię gadać o byle czym. Czy to jest powód do tego, żeby mnie skreślać? Czy ze mną jest coś nie tak?
   Czasem mi się wydaje, że przez to iż nie wiem co to jest miłość, skreśliłam też wszystkie inne uczucia...
  Kończę tego posta, bo brakuje mi słów na opisanie tego, co siedzi mi w głowie. Przepraszam, że musicie czytać te moje rozkminy. Przepraszam za ten z dupy wzięty wpis.
/Inna.